w

Nie myl dobrego serca z głupotą i naiwnością, kotku… [LIST]

Uśmiechnięta, więc naiwna? Życzliwa, więc głupia? Pomocna wobec innych, więc można ją wykorzystać? To pytania retoryczne, bo oboje znamy odpowiedź z Twojego punktu widzenia. Szkoda, że nie pokazałeś swojej twarzy od początku. A może nie chciałam jej poznać? Niemniej jednak czegoś się nauczyłam, dzięki związkowi z Tobą. Przede wszystkim tego, że nie ma co liczyć na zmiany. Jeśli ktoś przekracza granice, trzeba kontrować od razu. To pozwoli oszczędzić wiele łez, nerwów i… czasu. Nauczyłam się też tego, że nie ma sensu słuchać niczyich podszeptów, trzeba ufać swojemu wyczuciu i intuicji. Bo przecież przed innymi nikt nie zachowuje się tak, jak w domu, prawda? Ty o tym wiesz najlepiej.

REKLAMA

Na początku było idealnie?

Zawsze byłam dość ostrożna, wchodząc w nową relację. Nie byłeś wyjątkiem. Mój mur zachowawczości runął jednak dość szybko. Byłeś taki spokojny, ciepły, szarmancki. Wydawałeś się nawet dość zakompleksiony, bardzo niepewny siebie. Zawsze uśmiechnięty, dość cichy i mało wymagający. Taka sielanka trwała dość długo. Nie wiem, kiedy zacząłeś przekraczać granice, a ja wierzyłam mimo to w Twoje dobre intencje. Rozumiałam, kiedy nie chciało Ci się gdzieś iść czy czegoś robić. Rozumiałam, gdy twierdziłeś, że “taki jestem”, bo przecież szanowałam to, że jesteś inny i masz prawo żyć inaczej. Rozumiałam, że nie jesteś towarzyski, więc chodziłam wszędzie sama, tłumacząc, dlaczego dziś (znów!) Ciebie nie ma ze mną. Rozumiałam, kiedy wracałeś zmęczony z pracy i kładłeś się do łóżka z książką lub laptopem.

Podwójne oblicze

Im bardziej jednak byłam cierpliwa i wyrozumiała, tym bardziej Ty zacząłeś napierać do przodu. Subtelnie, małymi kroczkami, prawie niezauważenie przesuwałeś granice. Robiłeś to tak sprytnie, że ja, która jestem wyczulona na manipulacje, dość długo dawałam się zwodzić. A potem… a potem zrozumiałam, że jestem już Twoją ofiarą. Kiedy to zauważyłam? Kiedy próbowałam w końcu podnieść bunt przeciwko Twojemu zachowaniu, jednak… nie potrafiłam. Bo tak wpłynąłeś na moją psychikę, że czułam się winna. Winna zwróceniu Ci uwagi, poproszenia o coś czy nie zgodzenia się z Tobą. Zacząłeś mieć coraz większe wymagania. Koncert życzeń zrobił się coraz dłuższy. Ja powinnam to i tamto, a nie powinnam tego i tamtego. Tobie nie odpowiada to i to. Gdy podnosiłam bunt, wskazując na Twoje uchybienia i niestosowne w wielu sytuacjach zachowanie, Ty… odwracałeś kota ogonem, byle mnie uciszyć. Nie powiem, udawało Ci się to do pewnego czasu. W końcu zaczęłam rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Jesteś zwykłym manipulatorem, zmiękczającym ludzi i żerującym na ich życzliwości i łagodnym charakterze. Teraz już wiem, że sprytnie przesuwałeś granice, prawie niezauważenie. To mnie czegoś nauczyło: reagować od razu, a nie tłumaczyć dobrymi intencjami. W sumie to… dziękuję Ci za tę lekcję. Dojrzałam do tego, by układać sobie życie bez Twoich szantaży emocjonalnych. Mam nadzieję, że i Ty w końcu zrozumiesz, że nie tędy droga. Zanim dorwiesz kolejną ofiarę. Mam nadzieję, że będzie jednak mądrzejsza ode mnie i o wiele szybciej się zorientuje, z jakim typem ma do czynienia.

REKLAMA

Ekologiczne maseczki z których wyrosną kwiaty

Zakochałam się w księdzu. Dziś jestem jego żoną