Nagła śmierć męża po ponad ćwierćwieczu małżeństwa to cios w serce. Zwłaszcza, jeśli związek wydawał się szczęśliwy. Gorzej, jeśli łzy na pogrzebie to dopiero początek tragedii. Historia Magdy pokazuje, że czasem dopiero zgon ujawnia prawdę o podwójnym życiu zmarłego.
Grom z jasnego nieba
„To był szok! Nigdy nie chorował, na nic się nie skarżył. Był okazem zdrowia – wspomina Magda. Byłam na dyżurze. Nagle telefon. Mąż nie żyje. Zawał” – opowiada kobieta. Po latach sarkastycznie stwierdza, że nie dziwi się, czemu jego serce nie wytrzymało. „Jak widać za wiele miłości musiało pomieścić” – stwierdza z bólem.
Stabilne uczucia
Małżeństwem byli 27 lat. Licealna miłość, którą przypieczętowali sakramentalnym „tak” na pierwszym roku studiów. Ona medycyny, on – wychowania fizycznego. Wydawali się być szczęśliwi. Żadnych poważnych kryzysów. Małżeństwa znajomych miały wzloty i upadki, część się rozpadła, a u nich – stabilnie. Dzieci nie mieli. On kategorycznie nie chciał, ona i tak wolała pracę.
Chata wolna
„Przez ostatnie kilka lat faktycznie często nie było mnie w domu” – zwierza się Magda. „Brałam sporo dyżurów, robiłam specjalizację w innym mieście. Spędzałam czasem cały miesiąc kilkaset kilometrów od męża” – dodaje. Karolowi to nie przeszkadzało. Też sporo pracował. Prowadził drużynę sportową. Mówił, że woli spędzić z żoną kilka intensywnych wieczorów w miesiącu niż codziennie tak się po prostu mijać.
„Jego śmierć mnie zmiotła”- wspomina kobieta. „Załamanie, leki, nie bardzo pamiętam, jak udało mi się zorganizować pogrzeb. Potem pamiętam, jak każdej nocy przez miesiąc wyłam w poduszkę” – dodaje. Nie sądziła, że żałoba przejdzie tak szybko, jak przyszła.
Tajemnica zza grobu
Pewnego dnia zadzwonił telefon. Nieznany numer. Obstawiała pacjenta albo konsultanta. Odebrała. Usłyszała głos młodego chłopaka. „Przedstawił się z imienia i nazwiska. Powiedział, że sprawa jest delikatna, więc lepiej, żebym usiadła”. Magda usiadła. I dobrze, bo mogłaby się przewrócić.
„Chłopak powiedział, że kilka lat temu TATA obiecał mu przekazać rodzinną pamiątkę. Jest w takim a takim pudełku, w szufladzie obok łóżka. Wszystko się zgadzało” – relacjonuje Magda.
Spotkała się z nim i jego mamą. Jak się okazało, Paweł miał 16 lat. Był synem Karola. Podobnie jak jego młodszy brat – Kacper. Wynikało z tego, że ich mama wiedziała, że jest żonaty. Niestety, nie przeszkadzało jej, że dzieli czas między dwie rodziny.
Kota nie było, myszy harcowały
„Okazało się, że nie tylko miał rodzinę na boku, ale i często zapraszał ją do mojego domu, kiedy ja byłam poza nim! Dzieci nie chciał mieć chyba tylko ze mną, bo z Jolą dorobił się dwójki. Ponoć był super tatą” – wyjawia Magda. „Jego potomstwo grało w piłkę w moim ogrodzie, a kochanka wylegiwała się w moim łóżku!” – zdradza w emocjach.
Koniec żałoby
Po spotkaniu z Jolą i jej synami, Magdą targały ogromne emocje. Pojechała na cmentarz. Potem dobiegła do grobu. Wykrzyczała swój żal, nienawiść i wszystko, co kłębiło jej się w sercu. „Kopnęłam w nagrobek. Stłukłam znicz. Postanowiłam, że dla siebie kupię osobne miejsce albo każę pochować się z rodzicami. To pomogło. Od tamtego czasu zdarza mi się myśleć czasem o Karolu, ale nigdy dobrze. Nie jestem już przygnębioną wdową. Jestem w…ioną, oszukaną żoną” – podsumowuje.